piątek, 24 lutego 2012

Helsinki calling.

W Helsinkach spędziliśmy jeden weekend. Wyruszyliśmy z rana 18-go lutego. Koszt pociągu w jedną stronę to 21,39 euro ze zniżką studencką. 

Ważna informacja: w Finlandii nie honoruje się kart typu euro26 czy też innych potwierdzających, że jest się studentem. Jedynie osoby posiadające ważną legitymację studencką uczelni fińskiej mogą taką zniżkę uzyskać. Jest to przedziwne, niesprawiedliwe i dla mnie zupełnie niezrozumiałe. Cena biletu bez zniżki to ok. 40 euro. Sposobów omijania przepisów można szukać na próżno... Osobiście spędziłam nad tym dość sporo czasu i okazało się, że najlepszym sposobem na zapłacenie mniejszej kwoty niż 40 euro jest zamówienie biletu przez internet z wyprzedzeniem... Niestety można oszczędzić na tym raptem kilka euro. 

Posługiwanie się pożyczonymi legitymacjami i inne sposoby oszukania konduktorów są dość ryzykowne. Generalnie nie są jakoś wyjątkowo skrupulatni podczas kontroli, ale zawsze proszą o legitymację i jeśli udałoby im się udowodnić, że ktoś posługuje się niewłaściwym dokumentem, mogłoby skończyć się to bardzo nieprzyjemnie. Finowie mają obsesję na punkcie przestrzegania prawa, a posługiwanie się pożyczonym dokumentem, czy też (o zgrozo!) podrobionym może skończyć się naprawdę bardzo nieprzyjemnie. Słyszałam różne historie związane z podrabianiem paszportów czy też innych dokumentów i posługiwaniem się nimi np. w klubach przez Rosjan, którzy przez takie wyczyny lądowali na komisariatach i byli odsyłani do Rosji, pod groźbą zakazu powrotu np. na studia... (powiało grozą) 

Zmienimy jednak teraz temat na nieco przyjemniejszy. Czas opisać Helsinki!
Ostrzeżenie: to będzie długi post.



KIASMA - Muzeum Sztuki Współczesnej 

Czuję się ogromną szczęściarą, bo wystawa, na którą trafiliśmy nosiła tytuł "Thank you for the music". Wstęp kosztował nas 8 euro ze zniżką studencką. Osobiście uważam to za najlepszą wystawę jaką kiedykolwiek obejrzałam w muzeum tego typu. W większości przypadków przekaz był jasny i czytelny, interesujący, niekiedy tylko przedziwny i niezrozumiały. Ale to typowe dla muzeów sztuki współczesnej... Całość tworzyła jednak zwartą koncepcję, która zwyczajnie mnie urzekła. Zwłaszcza instalacja "A murder of crows", ale szczegóły poniżej. Dodatkowo, pojawił się też polski akcent!


fot. MC


fot.MC


fot. MC

fot. MC




















Kolumna karteczkowa. Każdy mógł napisać na karteczce za co dziękuje. Miłe to i ciekawe.
fot. MC 

fot. MC

Dziura w "Ścianie"



fot. MC



fot. MC


fot. MC

fot. MC



Janet Cardiff & George Bures Miller: "A Murder of Crows"

Z pomieszczenia na półpiętrze dobiegał okropny jazgot. Słyszeliśmy śpiewy, tupot nóg, wrzaski... Byliśmy przekonani, że odbywa się tam jakieś niezwykle energiczne przedstawienie. Kiedy weszliśmy do środka stanęliśmy jak wryci. Osobiście przyznam, że nieco się tego wszystkiego przelękłam... 

W ogromnej, przestrzennej sali stał stolik z tubą gramofonową. Całe zaś pomieszczenie wypełnione było kolumnami głośników - wiszących, stojących, na statywach, na krzesłach... Podobno było ich ok 100. Wokół stolika ustawione były rzędy krzeseł, zataczające półkole. Dokładnie nie pamiętam już treści, która była odczytywana i jakie konkretnie słowa sączyły się ze wszystkich głośników... Głos należał do kobiety. Opisywała swój sen z perspektywy uczestnika. Wszystko działo się na naszych oczach... a w zasadzie uszach. Tekst odczytywany był po angielsku. Wzbogacony dodatkowymi efektami dźwiękowymi: szumem fal, tupotem ciężkich butów o podłogę, były też chóralne śpiewy, szum wiatru, krakanie kruków... Wszystko to działo się wokoło, my siedzieliśmy w samym centrum dźwięków. Czasem łapałam się na tym, że obracałam głowę słysząc kroki myśląc, że ktoś z impetem wkroczył do sali. Było to niesamowite, wzruszające przeżycie, które na pewno na długo pozostanie w mojej pamięci.   

fot. JA!

fot. MC

Straciłam głowę.
fot. MC


fot. IT





Polski akcent: film polskiej artystki Katarzyny Kozyry.  Dla zainteresowanych: był to film, a w zasadzie klip "Cheerleader". Oryginalne i specyficzne.







HEUREKA

Finlandia też ma swojego Kopernika! Kolejnym punktem naszej wyprawy było centrum nauki Heureka, oddalone od centrum Helsinek o dwie stacje pociągiem (stacja Tikkurilla). 
Nieco mniejsze niż nasz polski Kopernik i z nieco mniejszą ilością eksponatów, ale równie ciekawe. Bilet ze zniżką kosztował 12 euro. W cenie biletu można było stworzyć monetę ze swoim własnym zdjęciem! Bajer!

ALLO!
fot. MC


Proces tworzenia monety. Ustawienie się do zdjęcia...
fot. MC

Maszyna "wypalająca" zdjęcie na monecie...
fot. MC




TADAM! Gotowe.Taką oto monetę posiadam w portfelu.
fot. MC



fot. MC


Fińska obsesja na punkcie dbania o środowisko, efektu cieplarnianego itd. itp. Na zdjęciach w gumiakach spacerujemy po wodzie symbolizującej topniejące lodowce. 


fot. MC

fot. MC





Suomenlinna - Twierdza Fińska położona na sześciu wyspach

Kolejnym punktem naszego zwiedzania Helsinek było odwiedzenie jednej z sześciu wysp Suomenlinna. Podobno znacznie lepiej prezentuje się latem. Obecnie na wyspach żyje ok 800 ludzi. Na ich terenie znajduje się fińska forteca. I tak jak na fińskie fortece przystało, było tam sporo kawiarenek, galerii itp. Niestety większość z nich funkcjonuje tylko latem. Forteca należy do zabytków UNESCO. 

Na wyspę można było się dostać promem. Koszt podróży w jedną stronę to 3,2 euro, tak jak zwyczajny autobus, tramwaj czy też metro w Helsinkach.



fot. MC







Patrzcie jaki kot! 

Jakaś galeria. Jakaś kawiarenka.
Jakaś pani.


Statki stojące na belkach, cegłach i pustakach. Widok intrygujący.


"Vesikko" – okręt podwodny z czasów II wojny światowej. W lecie można wejść do środka.
fot. MC


Irene jako ninja.

fot. MC

Fortecowe.
fot. MC

The Beatles Forever - Musiikkiteatteri Koitto 
(Teatr Muzyczny Koitto)

Wyjście do teatru zaplanowałyśmy znacznie wcześniej. Nocne przedstawienie było niesamowite. Były to piosenki Beatlesów w bardzo przyzwoitym wykonaniu, przeplatane krótkimi scenkami opowiadającymi dzieje Beatlesów. Dialogi były po fińsku, ale znając nieco dzieje zespołu można było łatwo ogarnąć w czym rzecz.

Bilety zamówiłyśmy wcześniej. Koszt: 25 euro. Kiedy weszłyśmy do teatru musiałyśmy zapłacić za szatnię 3 euro... Następnie spotkało nas kolejne zaskoczenie. Zostałyśmy zaproszone do osobnego stolika, z kartą dań, win, elegancką lampeczką i urządzeniem z przyciskami wzywającym kelnera. Elegancja-francja.   



Panowie może urokliwi nie byli, ale wystarczyło zamknąć oczy i rozkoszować się dobrym brzmieniem i wokalem. (Zdjęcie z oficjalnej strony teatru:  http://www.koittoteatteri.fi/ 




Szał na Twist and Shout



***

Random


fot. MC








fot. MC



Senat nocą i dniem. (zdjęcie zrobione przy pomocy Michaelowego statywu)

 

Z łosiem. (Budynek Instytutu Zoologii)

***



Rock Church - Temppeliaukio Kirkko
(Skalny Kościół)

Wybraliśmy się do luterańskiego skalnego kościoła. Z zewnątrz zupełnie nie przypominał tego, czym był w rzeczywistości. Kupa głazów ze szklaną kopułą na wierzchu. Krzyż na dachu dostrzec można było dopiero po dość bacznym wpatrywaniu w cały obiekt. Szczęśliwie udało nam się załapać na godziny otwarte. Jak już dawno temu wspominałam, kościoły w Finlandii nie są postrzegane jako atrakcje turystyczne. Poza tym często odbywają się zamknięte nabożeństwa. Plotka głosiła, że na dachu kościoła żyją dzikie króliki. Chcieliśmy sprawdzić.


To prawda! Na dachu naprawdę żyją króliki! Oto twarde dowody.
fot. IT

fot. IT



fot. MC

fot. MC

fot. MC



Omena Hostel

Omena Hostel to typ hostelu, z którym do tej pory nie miałam do czynienia. Po pierwsze: nie ma tam recepcji. Rezerwując pokój przez internet, w dniu przyjazdu, otrzymuje się maila oraz sms z kodem, który otwiera wszystkie drzwi. Kod potrzebny jest do przemieszczania się po całym hostelu, łącznie z poruszaniem się windą. Winda nie ruszy bez wstukania kodu. 

Wszystkie pokoje w hostelu wyglądają tak samo i wszystkie przystosowane są do przenocowania 4 osób. Cena jest stała. Płaci się ok 80 euro i nikogo nie interesuje ile osób będzie w  pokoju spędzać noc. W sumie więc noc w Helsinkach kosztowała nas 20 euro od osoby.

W pokoju znajdowała się również mała łazienka. Ogólnie bardzo pozytywnie oceniam to miejsce. Gdyby ktoś w przyszłości był zainteresowany: http://www.omenahotels.com/en/rooms/
Plus kolejny - lokalizacja w samym centrum, 5min piechotką od dworca kolejowego. 

Zdjęcie może do udanych nie należy, ale przynajmniej można zobaczyć jak cały system uszanowania przestrzeni działa. Uwielbiam te fińskie pomysły na zagospodarowanie nawet najmniejszych powierzchni. Przed rozłożeniem były to dwa czerwone foteliki, a podłużne poduszki wypełnione były pościelą i ręcznikami.  

Do naszej dyspozycji była suszarka do włosów, mikrofalówka, mała lodóweczka, czajnik. 

fot. MC




Park i przedziwna instalacja

O instalacji poniżej niewiele mogę powiedzieć. Jedyny jej urok (poza estetycznym) polega na tym, że podczas silnych wiatrów wydaje specyficzne dźwięki. Hm... Usłyszeć jednak nie było nam dane.






***

Fiński McDonald's

Ciekawostka. W fińskich Macach można spotkać kraniki z ketchupem i maleńkie "foremki"/ kubeczki / zwał jak zwał. Bardzo przydatna sprawa. Happy Meal kosztował 3,7 euro, McChicken 6,7 euro. Ceny BigMaca nie pamiętam. Ale z tego co wiem Finlandia nie jest brana pod uwagę jeśli chodzi o Big Mac Index ze względu na fakt, iż jest to zbyt mały rynek.



***

KONIEC


Uf, długa to była relacja. Wytrwałym do końca szczerze gratuluję. 

Opisy fotografii: IT - Irène Touransky; MC - Michael Cerny; 

***

PS do Narodu: Finlandia nie jest krajem skandynawskim. 
Jest krajem nordyckim, ale nie skandynawskim. Oficjalnie do krajów skandynawskich zalicza się 3 kraje: Norwegię, Szwecję i Danię. Wiem, że życie wielu z was nie będzie już takie samo. Moje też zatrzęsło się w posadach kiedy uświadomiłam sobie ten fakt.

Trzymajcie się ciepło! Na termometrach -1! 
до встречи!  

6 komentarzy:

  1. Szanowna! Piekny post, czekamy z niecierpliwoscia na kolejne rownie ciekawe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za wsparcie i miłe słowa serdecznie dziękuję :) Gdy tylko uporam się z egzaminami, przygód ciąg dalszy zapowiadam :)

      Usuń
  2. A mi sie srednio podoba, bo za dlugi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następnym razem obiecuję dozowanie przyjemności w częściach ;)

      Usuń
  3. wspaniałe zdjecia. Obstawiam ze zdjecie "Jakaś pani" ma potencjał na world press photo w przyszlym roku.

    mjr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, to moje oko... sprawne, zwinne, czujne. Ja to jednak potrafię uchwycić chwilę!

      :*

      Usuń